ZAPOLSKA z pamiętnika młodej ...
pdf > do ÂściÂągnięcia > download > ebook > pobieranie
 
Cytat
Ab igne ignem - z ognia ogień. (Cycero). (Cycero)
Start Zaćmienie, Zajecia 2, zaaowanane,
 
  Witamy

ZAPOLSKA z pamiętnika młodej mężatki, Do poczytania, Zapolska Gabriela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Z PAMIĘTNIKÓW MŁODEJ MĘŻATKI
22 października
Od trzech dni jestem młodą mężatką. Zdaje mi się, że jestem pogrążona we
śnie. Chodzę po mieszkaniu, które jest moim mieszkaniem, a ciągle mam
uczucie, jakbym spała i nie mogła się rozbudzić dostatecznie. Ubrana jestem
w jedną z moich panieńskich sukienek, gdyż mój mąż zadecydował, że
wyprawnego szlafroczka szkoda. Przykro mi było trochę schować go do szafy,
bo cieszyłam się, że będę mogła chodzić po pokojach w tureckim szlafroku z
trenem i na jedwabnej podszewce. Nie chcę się jednak Julianowi sprzeciwiać,
gdyż i tak widziałam, że nie był kontent, gdy wydobywałam z kufrów moją
wyprawę i na srebro strasznie głową kręcił. Jego matka, oglądając moją
bieliznę, zapytała mnie:
- Czy to perkalowa?
Zawstydziłam się strasznie, bo sama nie wiem, czy rzeczywiście moja
wyprawna bielizna jest perkalowa lub płócienna. Wiem to jedno, że rodzice
dali mi co mogli i ile mogli. Tak samo i posag. Nie wiem, czy ułożyli się z góry
z Julianem, ile mu za mnie dadzą, ale boję się bardzo jego niezadowolenia.
To dziwna rzecz! Zaledwie trzy dni mój mąż jest moim mężem, a zaczynam
się go bać nie na żarty. Zresztą i dawniej, przed ślubem - kiedy się jeszcze o
mnie starał - bałam się go ciągle. Właściwie nie bałam się jego samego, ale
jego niezadowolenia. A on był ciągle niezadowolony i tak badawczo po
wszystkich kątach patrzył kiedy siedział przy stole i niby ze wszystkimi
rozmawiał. Ja z nim rozmawiać nigdy nie mogłam, bo nas samych nigdy nie
zostawiali w pokoju. Jak nie było mamy, to była moja młodsza siostra, Kazia.
Myślałam, że jak za mąż za niego już pójdę, to będziemy mogli nagadać się
do woli.
Ale to jest jakoś inaczej niż ja przypuszczałam. Ciągle się Jul iana boję, coraz
więcej i nie mam z nim o czym mówić. Może później bę dzie inaczej.
6 listopada
Mam co dzień wielkie zmartwienie. Wieczorem muszę dysponować obiad i nie
wiem, co wymyślić. Julian dużo rzeczy nie lubi, a ja w domu nigdy się tym
nie zajmowałam. Mama mówiła, że dobrze wychowana panna nie powinna
się mieszać do spraw kuchennych i gniewała się na mnie, kiedy raz piekłam
sobie zajączki i krzesełka z kawałka surowego ciasta, które mi dała
kucharka. A przecież teraz chciałabym bardzo znać się na kuchni.
Magdalena, nasza służąca do wszystkiego, nieszczególnie gotuje i widzę, że
Julian jest w coraz gorszym humorze, kiedy siada do obiadu. Ażeby tylko nie
widzieć jego kwaśnej miny już chętnie poszłabym do kuchni jak jakaś
Niemka i dopilnowałabym Magdaleny... ale cóż, ona od razu się
pozna, że na niczym się nie znam i przestanie mnie szanować. Już i tak
wczoraj zapytała mnie: "Czy pani każe wziąć pierwszą krzyżową?
"Odpowiedziałam: "Naturalnie, moja Magdaleno! Naturalnie!" Ale nic nie
wiem, co to za pierwsza krzyżowa. Wiem, że są gamy krzyżowe i bemolowe,
ale o mięsie nie mam najmniejszego pojęcia.
 2
Wczoraj nagle przy obiedzie Julian zapytał, czy moja mama chodziła w piątek
na miasto. Zmarszczyłam brwi i odpowiedziałam, że nie. Parsknął śmiechem
i rzuciwszy na stół serwetę, zawołał: "byłem tego pewny!" Z trwogą
pomyślałam, czy to nie jest aluzja do skłonienia mnie do chodzenia z
Magdaleną na targ piątkowy. Jeszcze by tego brakowało! Mama mówiła, że
przekupki nie lubią pań na targu i mówią umyślnie brzydkie wyrazy, żeby
oduczyć panie od chodzenia razem z kucharkami na targ. A zresztą nie mam
odpowiedniego ubrania. Mam nowy żakiet i ładną pelerynę, przecież w tym
po targu chodzić nie będę.
9 listopada
Dziś Julian, wychodząc do biura, zapowiedział mi, że wieczorem pójdziemy
do teatru Rozmaitości. Bardzo się z tego cieszę, bo wieczorami siedzimy w
domu, czytamy Kurier, a potem on chodzi wkoło stołu, a ja sama nie wiem,
co robić z sobą. Julian nie jest zły, ale ma charakter pochmurny i
usposobienie wcale niewesołe. Skoro wchodzi do domu, to się robi zimno,
jakby nagle ktoś na zawieruchę drzwi otworzył. Jest podobno przystojny i
moje kuzynki zachwycały się nim przed moim ślubem. Dla mnie Julian jest
za wysoki, zanadto imponujący, chodząc, butami skrzypi i je w sposób, który
mnie szalenie denerwuje. Ja przy nim wyglądam jak szczur, bo jestem
drobna, mała, chuda i mam cerę śniadą. Kupiłam sobie przez służącą w
aptece pudru, ale to nic nie pomaga, bo puder się nie trzyma. Mama nie
pozwoliła mi się pudrować, choć sama pudrowała się w sekrecie. Julian ma
bardzo ładną cerę i prześliczne ręce. Chwilami zdaje mi się, że Julian na
mnie patrzy z niezadowoleniem i wtedy zimno mi i czuję się bardzo smutna.
Wiem, że nie jestem bardzo ładna, ale przecież byłam taka sama przed
ślubem, a nawet jeszcze brzydsza. Sam mi się pierwszy oświadczył i to na-
gle, przy drugim spotkaniu. Stawaliśmy właśnie do kadryla. On był
najszykowniejszy ze wszystkich mężczyzn tam zebranych i wszyscy mówili,
że to bardzo dobra partia. Wiedziałam, że inne panny zazdroszczą mi, że
właśnie on ze mną ciągle tańczy i najwyraźniej mi asystuje. Zapytał mnie,
czy upoważniam go do częstszego bywania w domu moich rodziców.
Powiedziałam "tak", ale bez żadnej myśli przyrzeczenia mu mej ręki, i zaraz
tak on, jak wszyscy, zaczęli uważać go za mego narzeczonego. Ojciec nie
chciał go mieć za zięcia, we mnie obudził się duch przeciwieństwa - i
zostałam żoną Juliana. Wszyscy unoszą się nad nim, że to bardzo porządny
człowiek. Nie pije, nie pali i w karty nie gra. Ciotki moje były nim
zachwycone. Ja nie wiem, co o nim myśleć. Jestem głupia i Julian jest dla
mnie widocznie za poważny. Myślałam, że się będziemy kochali, ale widać w
małżeństwie miłość inaczej wygląda. Zresztą, może ja go kocham.
Przynajmniej powinnam go kochać, bo przysięgłam mu miłość do śmierci.
Postaram się go kochać poważnie i rozsądnie. Tylko tak jakoś smutno! ...tak
jakoś bardzo smutno!
20 listopada
Z obiadami coraz gorzej. Magdalena się zaniedbuje i nigdy obiad nie jest na
oznaczoną godzinę. Jest to główny punkt niezadowolenia Juliana. Zaczęłam
już sama chodzić do kuchni, ale Magdalena się rozgniewała i powiedziała mi:
"Niech mi pani nie nadeptuje na pięty". Odpowiedziałam jej zaraz: "Niech się
 3
Magdalena nie zuchwali", ale ona obraziła się na dobre i przestała obiad
gotować. Zlękłam się bardzo i poszłam do pokoju, gdzie siedziałam całe pół
godziny płacząc. Potem wzięłam kieliszek wódki i zaniosłam Magdalenie do
kuchni, żeby ją udobruchać. Wypiła i odwróciła się do mnie tyłem. Obiad był
o godzinę później, a kotlety zupełnie spalone. Magdalena powiedziała
Julianowi, że to "bez panią", a Julian, uśmiechnąwszy się cierpko, odrzekł:
"Wiem, że mam w domu... lalkę". Mnie łzy puściły się z oczu strumieniem i
pobiegłam zamknąć się w swoim pokoju, gdzie siedziałam bez lampy i świecy
cały wieczór. Tylko od latarni gazowej padało światło na podłogę. Ja ciągle
płakałam nie tylko o tę historię obiadową, ile, że mi taki ból i smutek w piersi
wezbrał i razem z tymi łzami zdawał się spływać z moich oczu. Myślałam, że
duszę z siebie wypłaczę. O ósmej posłyszałam jak Julian wychodził z domu.
Pierwszy to raz po ślubie zostawił mnie wieczorem samą. Zrobiło mi się
bardzo strasznie w tym pustym mieszkaniu. Bałam się wstać i poszukać
zapałek. Naprzeciwko zaczęli grać na fortepianie i to mnie dobiło... Zaczęłam
znów płakać i osunęłam się
aż na podłogę, tak mnie łkania dusiły. Wołałam po cichu: "wody! wody!" a
przecież to było głupio z mej strony, bo nikt mnie nie słyszał i słyszeć nie
mógł. Później wstałam, rozebrałam się i położyłam spać. Podobno pierwsze
miesiące po ślubie nazywają się... miodowymi miesiącami! Czy to być może?
Czy to być może!
Nazajutrz Julian powrócił dość późno i pogodził się ze mną na dobranoc.
Jestem kontenta, że się już na mnie nie gniewa, ale zarazem forma
pogodzenia zrobiła na mnie dziwne wrażenie. Poczułam się
upokorzona. Zdawało mi się, że ja muszę pogodzić się z tym człowiekiem, że
mnie nie wolno zasnąć rozgniewanej, że on w formie żartobliwej każe mi być
dla siebie uprzejmą i zarzucić sobie ręce na szyję. Gdy doszło już do tego, że
przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować, zamknęłam oczy, bo mi wstyd
było za siebie samą, że nie mam odwagi powiedzieć mu: "Nie chcę twych
pieszczot, serce mnie boli", że jak manekin w jego rękach jestem bezsilna i
głupia, bez chęci, bez woli, bez możności pozostania na chwilę samej ze
smutkiem moim.
25 listopada
Przypomniałam sobie, że jako mężatka, mam już prawo czytać nieprzyzwoite
książki i postanowiłam zaabonować je w pierwszej lepszej czytelni. Tylko na
to trzeba się odważyć wyjść samej na ulicę. W domu nie wolno mi było
wychodzić samej. Zawsze wychodziłam z mamą, a już w najgorszym razie ze
służącą. Może by wziąć z sobą Magdalenę? Sama nie wiem. Chciałabym się
zapytać Juliana, ale boję się...
26 listopada
Dziś Julian, wychodząc do biura, powiedział mi, że od pierwszego będzie mi
dawał 60 rubli na domowe miesięczne wydatki i że to mi powinno wystarczyć
do końca miesiąca. On opłaci mieszkanie, kupi węgiel i zapłaci słudze. Nie
wiem, czy to mało, czy dużo te 60 rubli miesięcznie. Nie odpowiedziałam mu
nic, bo nie chciałam, żeby zrozumiał, że ja pod tym względem jestem bardzo
głupia. Poszłabym do mamy zapytać się, czy to wystarczy na miesiąc, ale
mama nie bardzo chętnie godziła się na moje małżeństwo i mówiła do ojca:
 4
"Jeżeli będą biedę klepać, to ja ręce umywam". Więc po co mama ma
wiedzieć, co ja dostaję od Juliana na miesięczne wydatki? Niech lepiej nikt
nie wie, jak mi jest. Klamka zapadła, nic już się nie zmieni. Sześćdziesiąt
rubli miesięcznie to dwa ruble dziennie. Bądąć panną, nigdy w życiu tyle
pieniędzy w ręku nie miałam. Zaabonuję nieprzyzwoite książki, kupię sobie
kawioru, dam trochę pieniędzy biednym na intencję dobrego z Julianem
pożycia i zafunduję sobie lepszy puder. Mówią, że Welutina to bardzo dobry
puder.
27 listopada
Żeby już ten pierwszy jak najprędzej przyszedł i żebym już miała te pieniądze
w ręku!
29 listopada
Dziś jeździliśmy z wizytami: byliśmy w dziewięciu domach. W jednym nas
wcale nie przyjęli, lokaj wziął bilety, poszedł i wróciwszy powiedział, że
państwo wyszli. To nieprawda, ja to dobrze czułam, bo Julian był taki zły
wsiadając do karety, że zaczął na mnie krzyczeć bez najmniejszego powodu i
wyrzekać, że kareta drogo kosztuje. Siedziałam w kącie cichutko i tylko
trzęsłam się cała ze zdenerwowania, tak mnie ten dzień strasznie zmęczył. Ci
wszyscy państwo, u których byliśmy, to byli przeważnie znajomi Juliana z
kawalerskich czasów. U nas w domu bywali sami krewni i taka tam
"zbieranina", jak Julian powiedział, więc tam nie warto było jechać. Tylko, że
znajomi Juliana przyjmowali nas jakby niechętnie.
W dwóch domach były panny na wydaniu. Patrzyły na mnie ironicznie.
Szczególnie Iza Troicka, wysoka, ładna blondynka, bardzo umalowana i w
wyzywającej czerwonej bluzce.
Zaraz gdy weszliśmy, zaczęła się chichotać z moim mężem i zaciągnęła go ze
sobą do framugi okna za firanki. Tam rozmawiali i śmiali się półgłosem:
nigdy nie widziałam mojego męża w takim dziwnym usposobieniu. Był jakby
zmieszany i zadowolony. Gładził ciągle wąsy i patrzył na Izę spod
przymrużonych powiek. Ja, siedząc na kanapie z panią Troicką, starałam się
udawać, że nie widzę i nie zwracam uwagi na tych dwoje, ale mimo woli
widziałam ich doskonale, a także i odbicie ich powtórzone w lustrze, które
wisiało na bocznej ścianie nad konsolą. Uderzyło mnie to, że Iza i mój mąż są
naprawdę do siebie podobni. Oboje mają złote włosy i silnie akcentowane
profile, ładne różowe usta i oboje umieją patrzeć dziwacznie spod
przysłoniętych powiek. Choć u mojego męża to spojrzenie ma pewien odcień
złośliwości, podczas kiedy panna Iza patrzy zupełnie chłodno. Rozmawiali
półgłosem, niektóre jednak urwane zdania dolatywały do moich uszu.
Nagle Iza wyrzekła:
- Nie, teraz już wszystko skończone...
Mój mąż śmiać się zaczął i posłyszałam tylko zakończenie jego odpowiedzi:
- ... przeciwnie, teraz nabierze uroku!
Iza odparła:
- Jak dla kogo!
I szybko zbliżyła się ku nam. Idąc, szeleściła jedwabiem podszewek. Mnie ten
szelest i zbliżenie się Izy zmieszały niewymownie. Czułam, że się czerwienię i
byłam zła na siebie, bo nie tylko Iza, ale i mój mąż patrzyli na mnie. We
wzroku Izy malowała się najwyraźniej pogardliwa litość. Rzeczywiście,
 5
w porównaniu z nią byłam niezgrabna i brzydka. Dziwiło mnie, że tak piękna
panna do tej chwili za mąż nie wyszła. Gdy wyszliśmy od Troickich,
powiedziałam to Julianowi. Zaczął się śmiać i odpowiedział:
- Iza nie ma posagu, a poza tym to nie jest panna, którą można wziąć za
żonę.
Poczułam się oburzona, że mnie w takim razie do tego domu wprowadził i
zebrawszy się na odwagę, zrobiłam mu z tego powodu wymówkę. Przestał się
śmiać, zmarszczył brwi i powiedział mi:
- Głupia jesteś.
Już po raz drugi nazwał mnie głupią.
Pierwszy raz kiedy się zapytałam, czy... Później pojechaliśmy do dwóch
zwierzchników biurowych Juliana, ale tam nie było nikogo w domu. Ja
byłam bardzo kontenta, bo jestem nieśmiała i takie wizyty dużo mnie
zdrowia kosztują. Aż wreszcie spotkała nas ta nieprzyjemność, że nie przyjęto
nas u państwa Okszów - Jarzębskich, których mój mąż poznał u wód w
Galicji, gdy jeździł leczyć się lat temu kilka. Ci państwo muszą być bardzo
bogaci, bo w przedpokoju było ładniej niż u nas w saloniku, a nawet niż w
salonie moich rodziców. Lokaj miał taką minę zuchwałą i patrzył na nas z
góry, a na ścianach wisiały wszędzie portiery w pasy, w guście wschodnim.
Kiedy wyszliśmy stamtąd i wsiedli do karety, jechaliśmy jeszcze ulicą Bracką
w stronę mieszkania moich rodziców, ale Julian nagle zatrzymał karetę i
zawołał do mnie:
- Wysiądź!
Wysiadłam natychmiast, bo cóż miałam zrobić?
Julian dorzucił:
- Idź na trotuar.
Poszłam, podnosząc z trudnością suknię, bo ciężka i powłóczysta. Z trotuaru
widziałam, jak Julian odprawił karetę i zawołał jednokonną dorożkę. Aż mi
łzy stanęły w oczach, kiedy dorożka podjechała i Julian kazał mi do niej
wsiąść. Miałam nowy kapelusz, nową pelerynę, jasne rękawiczki i jedwabną
suknię. Byłam bardzo wystrojona i trochę upudrowana. Wstyd mi było
jechać dorożką. Dorożkarz był obszarpany, siedział krzywo na koźle i koń był
chudy, okropny i biały. Nigdy w życiu nie jechałam taką dorożką, bo mama
się wstydziła wsiąść do podobnej dryndy i zawsze albo się brało powóz, albo
się szło pieszo, choć nogi nieraz strasznie bolały.
Julian widział, że mi to przykrość sprawia i powiedział nadąsanym głosem:
- Twój ojciec nie dał mi tyle posagu, byśmy mogli rozbijać się powozami...
Nie odpowiedziałam mu nic, ale w głębi mojej duszy nagle odezwało się coś,
co już nie było tylko żalem. To było coś silniejszego, tak jakby jakaś głucha
nienawiść, a może tylko niechęć. Sama nie wiem.
1 grudnia
Dziś dostałam pieniądze. Nie wiem, gdzie je schować, by mi ktoś nie ukradł.
Wydałam już cztery ruble do obiadu i sama nie wiem na co. Muszę kupić
książeczkę i zapisywać wydatki.
Jutro rano wyjdę sama na ulicę.
2 grudnia
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • imikimi.opx.pl
  • comp
    StartZaproszenia, Wojsko, Wojsko-Pamiętnik żołnierzaZaburzenia rytmu serca i zatrzymanie krążenia, KSIĄŻKI, EPLSZa ścianą - Sarah Waters jak pobrać, Literatura pięknazałożenia planowania przestrzennego, BudownictwoZadania-domowe-8, uni, chemia ogólnaZamkniecie roku 2013 w jednostkach sektora publicznego e 557d, eZamek - Maxwell Cathy, ◬Ksiazki, Da CapoZamboch.Miroslav.-.Koniasz.01.-.Na ostrzu noza.t.1,Zaproszenie, Język Angielski, Writing Bang ( czyli co i jak pisać)Zadanie Hansena, Geodezja i kartografia, Dzienniki geodezyjne
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agafilka.keep.pl
  • Cytat

    Filozof sprawdza się w filozofii myśli, poeta w filozofii wzruszenia. Kostis Palamas
    Aby być szczęśliwym w miłości, trzeba być geniuszem. Honore de Balzac
    Fortuna kołem się toczy. Przysłowie polskie
    Forsan et haec olim meminisse iuvabit - być może kiedyś przyjemnie będzie wspominać i to wydarzenie. Wergiliusz
    Ex Deo - od Boga.

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com